Witajcie
:)
Dzisiejszy
post będzie przestrogą przed zakupoholizmem półproduktowym. A także wskazówką,
jakie składniki naprawdę warto kupić. Bo nie wszystko, co się świeci, złotem w
rzeczywistości jest :)
Zrób
Sobie Krem – ogromny asortyment. A co to oznacza? Można się zgubić i popaść w
euforię – same dobre rzeczy! A jakie działanie! Muszę kupić…
Chociaż
nigdy z zakupami nie szalałam, to nie ominęło mnie kupienie czegoś, o czym dużo
nie wiedziałam. Czytanie tylko i wyłącznie specyfikacji na stronie sklepu to
duży błąd. Trzeba poszukać, zagłębić się w blogi, poczytać i posłuchać
mądrzejszych w temacie. A co jeśli nikt jeszcze o składniku X nie wspomniał?
Pozostaje nam zamienić się w króliczki doświadczalne :)
Teraz do
rzeczy. Zapraszam na przegląd moich półproduktów z ZSK.
Na
pierwszy ogień idzie ekstrakt z soku truskawki. Chwaliłam, wąchałam i cieszyłam
się jak dziecko, gdy krem wyszedł w różowym kolorze. Jednak prawda jest taka,
że ekstrakty, przynajmniej te z soków owocowych, są lepkie i klejące. Krem z 5%
zawartością ekstraktu lepił się, a po wsiąknięciu na skórze pozostawał film.
Jakby posmarować się wodą z cukrem. Tylko, że w mniejszym stopniu ;)
Można
jeszcze to przecierpieć. Jednak najważniejsze to brak zauważalnego działania.
Co z tego, że opis wychwala zawartość witamin itp., jeśli właściwie widzę
różnicę tylko w kolorze kremu? No i tej lepkości, oczywiście…
Nie
polecam. To samo tyczy się ekstraktu z banana. Jeśli już, to wybierajcie ekstrakty, które rzeczywiście mogą coś
zdziałać, np. z pokrzywy, imbiru itp.
Olej avocado nierafinowany – wychwalony w opisie, olej 7 witamin. Tymczasem trzeba
uważać, bo krem może wyjść tępy i zbyt gęsty. Zauważyłam działanie
zmiękczające, to fakt. Jednak olej ten nie przemawia do mnie. Stosowany z
mieszance z kwasem HA jako serum też nie okazał się czymś WOW. Włosy? Brak
zauważalnych efektów reakcji.
Nie
kupię.
Olej z kiełków pszenicy nierafinowany – zdecydowanie olej odżywczy, polubiły go moje
włosy. Dodawał im ciężkości, przez co nie puszyły się (stosowałam w odżywce).
Gdy zrobiłam wersję bez tego oleju, widać od razu różnicę. Niestety, olej ten
ma wysoki wskaźnik komedogenności, dlatego radzę unikać nakładania na twarz,
jeśli Wasza skóra ma skłonność do zapychania. Oczywiście o tym nie przeczytałam
i smarowałam się kremem z nim. Jednak po miesiącu nie zauważyłam dużego
pogorszenia. Ale na przyszłość będę dokładnie sprawdzać oleje, przed zakupem.
Co
dowodzi jeszcze o jego odżywczych właściwościach? Otóż wraz z jesienią moja
wersja pomadki stała się zbyt uboga, usta domagały się czegoś więcej. Dodałam
olej migdałowy i z kiełków pół na pół (zamiast samego migdałowego). Pomadka
nabrała żółtego koloru i mocniej nawilża usta :)
EDIT:
Dokształciłam się w temacie kwasów tłuszczowych (bo to one mają wpływ na
pory skóry i wydzielanie sebum) i poprawiam swój błąd. Olej ten jest
olejem schnącym, zawiera około 60% wielonienasyconych kwasów
tłuszczowych, a więc nadaje się dla skóry mieszanej/tłustej oraz
pozostałych typów. Gdy tylko znajdę czas napiszę i wszystko
wytłumaczę. Mała rada - wpisywanie w Google hasła "oleje niekomedogenne"
pokaże listę skonstruowaną na podstawie ogólnych wiadomości. Dopiero po
dogłębnym szukaniu pojęłam, jak to naprawdę jest.
Może
kiedyś kupię.
Kwas hialuronowy wielkocząsteczkowy (proszek) – dobry nawilżacz. Stosowany w szybkim
serum z olejem, przyspiesza jego wchłanianie. Dlaczego drugi raz kupiłam
wielkocząsteczkowy? Tworzy on w 1% stężeniu wygodny w obsłudze żel, ale nie
wnika w głąb skóry; nawilża jedynie naskórek. Dlatego nie zaobserwowałam
porządnego nawilżenia, a jedynie dobre.
Polecam
natomiast formę, czyli proszek. Jeśli masz konserwant, to kup proszek i rozpuść
w wodzie destylowanej. Zaoszczędzisz kilka złotych, sprawdź na stronie :)
Kupię,
ale ultramałocząsteczkowy (nie tworzy żelu, ale liczy się działanie!).
Nie
kupię.
Nie
kupię.
Proteiny mleka – brak zauważalnych objawów reakcji ;) Stosowałam w odżywce do włosów,
nie zdziałały kompletnie nic. Wypróbuję jeszcze w kremie i gdybym coś odkryła,
to dopiszę.
Nie
kupię.
Keratyna
– tutaj jestem zadowolona. Surowiec w dobrej cenie i jego działanie jest
widoczne. Odżywka bez keratyny? Nie zakładaj czapki, bo porazić ludzi prądem ;)
Keratyna zapobiega elektryzowaniu się włosów i dodaje blasku. Składnik
niezbędny. Włosy są po takiej odżywcze bardziej gęste i zdrowsze. To zasługa
całej odżywki, nie jednego składnika, ale wiem, że bez keratyny odżywki nie
zrobię. Jedyna wada – zapach maggi.
Polecam. Kupię.
Jedwab hydrolizowany – za tak wysoką cenę, w porównaniu z keratyną, miałam co do niego
wielkie nadzieje. Niestety, nie wyróżnia się na tle z keratyną.
Nie
kupię.
Olejek eteryczny z drzewa herbacianego – co prawda dostaniecie go nawet w aptece, ale
ZSK postarało się o kroplomierz z prawdziwego zdarzenia. Można odmierzać
krople, nic nie kapie po bokach buteleczki, nie wylewa się, a zakręcanie jest
solidne.
Co do
działania – w pełni zgadzam się z pochwałami na blogach. Wymiata pryszcze,
wypycha je na zewnątrz i przyspiesza gojenie. Jedynie trzeba uważać, bo może
wysuszyć skórę.
Kupię.
Starczy
na długo, ale wypróbuję inne, np. grejpfrutowy.
Guma ksantanowa – w połączeniu z emulsją na SLP tworzy „gluta”, a nie zagęszcza. Nie
wyobrażam sobie kremu w takiej postaci. Ale wykorzystam w produkcji szamponów/żeli myjących.
Nie
kupię.
Emulgator SLP – opis się zgadza, jednak jak pisałam wyżej, twierdzenie, że można stworzyć
krem dodając gumy, rozmija się z prawdą. Powstanie „glut”. Druga opcja to SLP +
alkohol cetylowy i długie, naprawdę długie mieszanie. Otrzymamy wtedy mocno
napowietrzony, pełen pęcherzyków lejący „krem”.
W olejku
myjącym się nie sprawdził, szczypał w oczy.
Nie
kupię.
Emulgator MGS – po prostu bardzo dobry emulgator. Nie będę się rozpisywać, zajrzyjcie na
stronę ZSK, zgadzam się w pełni z opisem.
Kupię.
Konserwant FEOG - dodaję go prawie ilość maksymalną, czyli 8 kropli/50 ml kremu. Spełnia
swoją rolę, jednak trzeba wspomnieć o jego specyficznym zapachu, który przebija
się przez kosmetyk. Ale olejek eteryczny sobie z tym poradzi :)
Ponadto
o 6 miesięcznej trwałości lepiej zapomnijcie. Dwa miesiące to max, tyle
wytrzymuje mój balsam do ciała.
Jeśli
nie znajdę innego, to kupię.
Butelka z atomizerem – zepsuły się dwie po ok. 2 miesiącach użytkowania.
Mgiełki/wcierki do włosów na bazie herbatek ziołowych wykończyły atomizery.
Pozostała jedna, którą rozpylam spirytus. Nie spodziewałam się tak niskiej
jakości.
Nie
kupię.
Opakowanie na pomadkę – jedno się zepsuło, przestało wykręcać pomadkę. Plastik jest bardzo
cienki, łatwo pęka. Słoiczek, który tworzy rdzeń pomadki (to, czego już nie
wykorzystamy, gdy pomadka się skończy), jest większy niż w innych opakowaniach.
Z jednej strony pomadka lepiej się trzyma, z drugiej więcej tracimy.
Nie
polecam, nie odradzam.
Butelka 75ml – ładna, zgrabna, ale otwór jest tak mały, że trudno przekładać kosmetyk.
Jeśli
masz lejek, to polecam.
Opakowanie na krem – zwróć uwagę na brak odkręcania. Otrzymasz to, w czym dostajesz np.
MGS, ekstrakty itp. Niezbyt wygodny pojemnik na krem.
Nie
kupię.
Patrząc
na ten przegląd, sama się sobie dziwię. Kilka produktów niedających żadnych
efektów, inne nie działają „jak należy”, jeszcze inne są nieprzemyślanym
zakupem.
Teraz
stawiam na minimalizm. Najważniejsze są dla mnie oleje. Powinny być
wartościowe, niekomedogenne i działać, a nie tylko nawilżać. Konkretne
działanie – na tym się skupię.
Miałyście
już do czynienia z w/w półproduktami? Co o nich sądzicie?
PS.
Utworzyłam fanpage na Facebooku. Tam łatwiej będzie mi zapowiadać nowości, a
uzbierało się ich trochę, i ogłaszać o ciekawych konkursach. Serdecznie
zapraszam :)
Świetny post:) Miałam kilka z tych produktów na oku i pewnie bym je kupiła, np. ekstrakt z banana a dzięki Twojej opinii wiem, że nie warto:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się - też wpadłam w półproduktowy nałóg jakiś czas temu. Teraz staram się zejść z zapasów i wiem, że po tym całym szaleństwie będę kupować może kilka sprawdzonych produktów, a nie kilkanaście :)
OdpowiedzUsuńja do tej pory kupowałam tylko na biochemii urody
OdpowiedzUsuńno no to pierwsza tego typu opinia jaką widzę... poważnie przemyślę moje plany związane z tymi zakupami >.
OdpowiedzUsuńJa też nigdy nie spotkałam podobnych recenzji. Zazwyczaj są same pochlebstwa. Poza tym mnóstwo jest tylko postów zakupowych, ale później nikt już nic nie pisze. A przecież przed zakupami, chcemy sprawdzić, czy warto :)
UsuńJa ten ekstrakt z truskawki lubię zużywać w formie maseczki, a ekstrakt z borówki jest genialny do serum nawilżającego z kwasem HA.
OdpowiedzUsuńJa miałam mleczko pszczele i byłam zadowolona z jego działania :)
OdpowiedzUsuńMam zuełnie inne odczucia co do mleczka pszczelego- to jedyny produkt któr kupuję regularnie raz za razem. Nie ma lepszego półproduktu dla włosów kręconych! Włosy są miękkie, ale gładkie, nie puszą się, loki sa lepiej zdefiniowane - mój zdecydowany ulubieniec <3
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie używałam konserwantów i olejków eterycznych (no tylko z drzewa herbacianego ale to porażka - podrażnia niestety okropnie) i chyba się skuszę...
Pozdrawiam, fajny blog!
malpka.zuzia